literature

Historia z pogranicza mroku R. XI cz.2

Deviation Actions

szczescie21's avatar
By
Published:
202 Views

Literature Text

ROZDZIAŁ XI
KU NOWEJ NADZIEI

Siliana i Jonasz dotarli do kuźni Rubena, nie było w niej jednak nikogo, stary kowal udostępnił swemu przyjacielowi kuźnie, by ten mógł nad czymś pracować w spokoju. Siliana lubiła to miejsce. Gdy była mała czasem przychodziła tu do Jonasza. Pracował on wówczas u ojca, był młody i nie myślał jeszcze o arenie. Posłusznie wypełniał swoje przeznaczenie, bycia wojownikiem. A każdy dobry wojownik umie wykuć dobrą broń i zbroję. Zapach kutego metalu i dym wydobywającym się z pieca. Tu zawsze panował chaos, ale taki w którym każdy kowal potrafił się odnaleźć. Młoda elfka spojrzała na kamień szlifierski, zaśmiała się w duchu, gdy przypomniała sobie jak o mały włos nie straciła paznokci gdy próbowała naostrzyć mały nuż.
- Wiele wspomnień prawda? – zapytał Jonasz.
- Tak wiele, przeraża mnie myśl ile czasu już minęło  - powiedziała siadając na stole kreślarskim i wpatrując się w ogień.
- Co cię przeraża?
- Znam cię całe moje życie, przeraża mnie myśl, że gdy moje życie się na dobre zaczyna... – urwała spuszczając głowę.
- To moje biegnie ku końcowi  - dokończył krasnolud.  Kobieta smutno pokiwała głową.
– Dziecko, może jestem już stary, ale jeszcze trochę pożyję, widziałaś Ramiela? Ten ma pięćset lat, nie wiele mu brakuje do grobu, a jednak trzyma się świetnie ja mam zaledwie trzysta i czuje się świetnie. – Kobieta pojaśniała, w jej wspomnieniach wrócił obraz żwawego Ramiela wesoło podrygującego w tańcu.
- Masz rację, Ramiel zachowuje się jak by miał dopiero z dwieście lat. – Siliana rozglądała się po kuźni nie schodząc z stołu, w końcu jej wzrok trafił na szare manuskrypty i dziwne drewniane pudełko. – Co to jest? – wskazała na pudło i zeskoczyła z stołu.
- Pamiętasz jak mówiłem ci, że Ryhm i Odo podarowali ludom pod ziemią cząstkę swej mądrości. – Elfka przytaknęła. – Stare manuskrypty, które pozwalają nam stworzyć z nawet małego skrawka nici życia coś żywego. -   Kobieta przyglądała mu się z coraz większą ciekawością. – Udało mi się uratować część  szkieletu twojej dłoni. Oczyściłem go w ogniu z całej zarazy i magii mroku. Otwórz pudełko. – Siliana podniosła delikatnie wieko pudełka i oniemiała. W niewielkiej drewnianej skrzyneczce spoczywała wykuta misternie dłoń.
- To mieszanka prazeodymu i palladu. Razem mają niesamowite właściwości, palce poskręcane śrubami by można było złapać i utrzymać łuk. Paznokcie wykonałem z czystego diamentu, trochę go zabarwiłem, by przypominał twoje naturalne perłowe paznokcie, - Jonasz nie przestawał tłumaczyć drogi powstawania jego dzieła.
- To jest cudowne...  – Siliana zachwycała się zawartością pudełka.
- Na co czekasz, wyciągnij. – Młoda królowa, bez wąchania wyciągnęła dłoń.
- To jest lekkie! – Elfka nie mogła uwierzyć. – Ale jakim cudem?
- Wybacz mi kochana , ale są w tym królestwie pewne tajemnice, których nawet tobie nie wolno zdradzić - powiedział Jonasz podchodząc do Siliany. – Ale powiedz, twój lud, ta dłoń, czy to był dobry pomysł? – Siliana wpatrywała się w niego zdziwiona. Przyjrzała się uważnie paskom, które miały solidnie związać tę dłoń z jej rękom.
- Wiesz co by powiedziały o tym mroźne elfy, ale ja nie jestem jedną z nich.. – To mówiąc przykucnęła i podała metalową dłoń Jonaszowi. – Czy będziesz przyjacielu tak dobry i pomożesz mi z tym? – Jonasz uśmiechnął się szeroko i natychmiast podszedł by umieścić paski w odpowiednim miejscu i pokazać młodej dziewczynie jak będzie musiała je wiązać.
- Ta dłoń to nie koniec  - powiedział nagle Jonasz. – Pozwoliłem sobie przynieść Twój miecz i znalazłem odpowiedni łuk i parę sztyletów.  – Siliana przyglądała mu się zdumiona. Miała sztuczną dłoń, jak mogła więc obsługiwać łuk. Gdy dłoń osadziła się wygodnie w pozostałej części ręki, młoda kobieta odczuła dziwną ulgę. Nie czuła nic nienaturalnego. Nic nie drapało, nie uwierało, była idealnie dopasowana. Nawet paski nie drażniły jej ręki a ich kolor wtapiał się w jedno z jej skórą. Jonasz podał jej miecz. Odruchowo chwyciła ją w zdrową dłoń.
- Zaciśnij na nim drugą rękę  - poprosił a dziewczyna natychmiast to uczyniła, choć miała wątpliwości co do tego czy rzeczywiście uda jej się to zrobić. Nagle oniemiała, gdy zbliżyła sztuczną dłoń do rękojeści miecza, coś nią mocno szarpnęło. Gdy się spojrzała, obie jej dłonie zaciskały się mocno na rękojeści. Zmarszczyła lekko brwi z zdziwienia.
– No dobrze moje dziecko, teraz odłóż miecz, nim możesz walczyć i bez dłoni, tego cię nauczyłem, ale łuk, cóż do tego potrzebne są dwie dłonie, - to mówiąc uśmiechał się szeroko widząc błysk w oczach młodej dziewczyny. Siliana wyciągnęła miecz najpierw z sztucznej dłoni, szybko okazało się, że nie jest wcale tak łatwo go wyciągnąć, coś mocno przywarło do rękojeści. Po chwili szarpaniny sięgnęła sztuczną ręką po łuk. Zanim jeszcze go dotknęła wskoczył w jej dłoń a palce jak by odruchowo zacisnęły się na jego środku. Dziewczyna zachwyciła się, zdrową rekom mogła sięgać po strzały.
- Groty twoich strzał są kamienne, szklane lub diamentowe. Pamiętaj do tego łuku metalowe strzały nie nadają się. Przywrą do niego.  – Dziewczyna pokiwała, zaczynała pomału rozumieć o co chodzi, rękojeści broni i jej dłoń zostały pokryte przez Jonasza jakimś dziwnym i nieznanym dla niej materiałem. Nie zadawała mu pytań wiedziała, że jej nie odpowie. To był jeden z jego rodzinnych sekretów, nawet jeśli uważał ją za członka rodziny, za swoje przybrane dziecko, nie mógł, ona nie miała w rzemiośle i w krwi kowalstwa.
- Oba sztylety są pokryte tym samym proszkiem  - powiedział Jonasz widząc jej wzrok utkwiony na nożach. – Nie będziesz musiała pamiętać który jest który, wiem jak kochałaś ten rodzaj broni. – Dziewczyna wydostała z swej ręki łuk i podbiegła do Jonasza tuląc się mocno w jego silne ramiona, znów zaczęła płakać, był to jednak płacz szczęścia.
- Jonaszu, jakbyś oddał mi cząstkę siebie, nie chodzi mi o dłoń, ale o możliwość walki, znów czuje się użyteczna. – Jonasz pogłaskał ją po głowie, przyjrzał się jej koronie
i westchnął cicho.
- Wracajmy, twój pan mąż nie był zadowolony, że was rozdzielam. – Siliana wstała
i spojrzała na sztylety.
- Pozwolisz, że je zabiorę? – Jonasz zdziwił się.
- A na co ci noże do karczmy? – Siliana uśmiechnęła się chytrze.
- Powiedzmy, że mam do pogadania z trzema wyjątkowo złośliwymi karłami. – Gdy to powiedziała puściła mu oczko.

W tym samym czasie, dwaj bracia i Karim wrócili do stołu, oczywiście Rut
i Sara zdążyły już ich skarcić. Ren jednak uśmiechał się, nie widział w tym nic złego, a wręcz przeciwnie. Poczuł się jak członek ich społeczności, teraz rozumiał miłość Siliany do tego osobliwego gatunku. Panowie właśnie kończyli kolejkę gdy nagle w kuflach Arona i Efrema wylądowały noże. Karim wzdrygnął się i jak by odruchowo odstawił swój kufel. Dwaj bracia zzielenieli, ze strachu a przy stole zrobiło się nagle cicho. Rut przyjrzała się sztyletom, wciskając się między braci, którzy znieruchomieli.
- Hej poznaje te ostrza, przecież to są noże Si. – Mężczyźni jak by odruchowo spojrzeli przerażeni na swoje kufle i na siebie. Ren i Rego zmarszczyli brwi, ze zdziwienia a Drakon mało nie spadł z krzesła, ze śmiechu.
- Zapamiętajcie to. Następnym razem, jak wywiniecie mi taki numer, będę celować gdzie indziej. – Siedzący przy stole obrócili się w kierunku głosu. To była Siliana, stała w drzwiach z Jonaszem. Trzymała się ze śmiechu, za brzuch jedną dłonią a drugą otarła łzy, które wkradły się tam z nadmiaru śmiechu. Nie mogła przestać się śmiać podchodząc do stołu, tym bardziej, że obaj mężczyźni zastygli w bezruchu z przerażenia.  Pierwszy przy stole odezwał się Rego, od razu zauważył zmianę w młodej królowej.
- Pani, odzyskałaś dłoń? – Siliana spojrzała na niego i obdarzyła go szczerym i pięknym uśmiechem. Ren jak by odruchowo skierował swoje dłonie do sztucznej ręki.
- To chyba jakiś sen  - powiedział wyciągając jej dłoń w swoim kierunku i delikatnie ją całując. Kolejne zdziwienie, dłoń była z metalu jednak w dotyku wcale nie była zimna i posiadała wagę prawdziwej dłoni kobiety.
- To zasługo Jonasza  - powiedziała Siliana, kierując na niego swój wzrok. Była prze szczęśliwa. Nie czuła na metalowej dłoni dotyku ukochanego, ale widziała z jaką czcią i delikatnością objął ją. Tak jak by była jej prawdziwa częścią.
- Dziękuję, - powiedział cicho Ren wpatrzony w cud i mistrzowskie rzemiosło krasnoluda. Jonasz poklepał go po ramieniu z lekkim uśmiechem i wyraźnym zadowoleniem.
- No a teraz pijmy zdrowie młodej pary! – zawołał wesoło, przypatrując się kontem oka Drakonowi. W końcu nieświadoma wcześniejszych wydarzeń Rut szturchnęła Rena lekko nogą pod stołem. Ten spojrzał na nią zdziwiony.
- Za kominkiem jest małe przejście do górnych sal, skoro jutro rano wyruszamy, może zabrał byś swoją małżonkę do sypialni. – Na te słowa Siliana lekko poczerwieniała. Należała już do Rena, na każdy z możliwych sposobów, jednak nie mogła tego powiedzieć. Wystarczyło, że prawdę znał Jonasz i Sara. A przynajmniej miała nadzieje, że tylko oni. Ren zakaszlał tylko zmieszany. Ale Sara i Jonasz przytaknęli. Stary krasnolud zbliżył się do Rena i szepnął mu w ucho parę słów. Mężczyzna rozejrzał się po sali, nikt już nie zwracał na nich uwagi, wszyscy byli zajęci piciem. Postanowił więc zabrać swoją młodą żonę, nawet jeśli nie po to by spełnić oczekiwania krasnoludzkiej tradycji, a po to by mogła wypocząć przed jutrzejszą wędrówką.
Gdy młodzi opuścili karczmę, Jonasz spojrzał na Drakona.
- Jak teraz to przetrawisz? – Generał spojrzał na niego.
- Co mogę zrobić? On jest teraz królem i jej zaślubionym, nie mam zamiaru wyrywać jej części serca, nie wiem czy go nie straci gdy odbijemy Retanę i pośród żywych zabraknie jej najbliższych. – Przy stole zapanowała cisza, nagle wszyscy przypomnieli sobie o tym co może ich czekać, za parę tygodni.
Gdy w karczmie trwała zabawa Ren i Siliana mogli w końcu się odprężyć. Młodzieniec był naprawdę zdziwiony, gdy Si poprowadziła go do swojej komnaty w której ujrzał własne rzeczy.
- Co one tu robią?
- Pewnie Sara kazała je przenieść - powiedziała wyraźnie zadowolona kobieta. – Już nie jesteś tu gościem, teraz podobnie jak ja. Jesteś ich częścią i nadzieją. – Ren znów przeniósł wzrok na jej nową dłoń i zamknął ją w swoich dłoniach. Wydawała mu się być nad wyraz plastyczna, palce same zamknęły się delikatnie, pozwalając kobiecie schować te dłoń w dłoniach ukochanego. Siliana usiadła na łożu, ciągnąc, za sobą zaślubionego. Delikatnie odchyliła skrawek rękawa i pokazała zapięcia, Ren przyjrzał im się uważnie.
- Czujesz coś gdy ją dotykam? – Siliana pokręciła głową.
- To co mogła bym poczuć widzę w twoich oczach, - uśmiechnęła się. – Czy teraz mi w końcu zaśpiewasz?
- Och jeśli wzięłaś mnie za męża, tylko dla tej pieśni, to musisz wiedzieć, że bez tego bym ci ją zaśpiewał, – mówiąc to nachylił się do niej lekko.
- Och, gdyby mi chodziło tylko o pieśń, nastraszyła bym Cię moim gryfem, tam na górze, nie miałbyś wyboru. – Ren zatrzymał się na chwile i przypatrzył jej uważnie.
- Nie, nie odwołuje żadnego słowa, które powiedziałem do ciebie w gorączce i bólu, gdy zobaczyłem cię pierwszy raz. – Na jego twarzy malował się złośliwy uśmiech.
- Jutro skoro świt wyruszymy.  -  Zatrzymała go opierając dłonie na jego ramionach,
- Chyba nie chcesz być zmęczony? – Ren wyciągnął coś z kieszeni i pomachał tym tuż przed nosem Siliany. Była to maleńka buteleczka.  Siliana wyciągnęła po nią dłoń, jednak Ren szybko ją odciągnął.
- O nie to było dla mnie.
- Czy chociaż wiesz co to jest? – zapytała.
- O tak, Efrem i Aron wyjaśnili mi to bardzo dobrze  - powiedział wyraźnie zadowolony.
- Znowu oni? Ciekawe tylko, jak to zdobyli.
- A czy to ważne?
- Tak ważne, przynajmniej tak długo jak nie usłyszę tej pieśni... nie znam jej słów, ale tamta melodia brzmiała znajomo. – Ren nagle spoważniał i spojrzał na kobietę.
- To pieśń którą śpiewała mi moja matka, mówiła, że rozpala ogień nadziei i przywraca siły zmęczonym zmysłom. – Siliana wstała z łoża i usiadła przed kominkiem na ciepłej skórze, która znajdowała się tuż przy nim. Ren spojrzał na nią, ściągnął niewygodną krasnoludzką tunikę i grudy pas i usiadł koło swojej zaślubionej pani. Dziewczyna odruchowo oparła się o jego klatek piersiowa i przeciągnęła jego dłonie na swój brzuch.
- Teraz czuję się bezpieczna, mam nowe siły i nowe nadzieje. – Czuła jak na jej ramieniu ląduje delikatny pocałunek, uśmiechnęła się sama do siebie w myślach.
- Obiecaj mi, przysięgnij, że przeżyjemy – szepnęła.
- Wiesz, że nie mogę tego obiecać. Ale mogę przysiądź, że zrobię wszystko co w mojej mocy byśmy przeczyli. – Wszystko co usłyszał w odpowiedzi było jedynie cichym westchnieniem.

Gdy mrok pochłonie białe góry
Gdy człowiek krwią je splami
Niechaj się wszyscy w jedno zbiorą
rozpalę ogień dla nich
Gdy pośród nocy błyśnie z dala
blask żywej czerwieni
oto wiedz, że przyszły czasy
gdy wrócim do swej ziemi
Rozbłyśnie przeto ogień w górze
Zatańczy i zaśpiewa
A białe szczyty w czerwone róże
znów Ryhm przyodziewa
I noc zabłyśnie niby ranek
wśród gwiazd srebrnych potoku
po mroźnych dniach przybędzie
dama wiecznych stoków

Siliana słuchała pieśni Rena, która wydała jej się dziwnie znajoma. Wzięła głęboki oddech i gdy Ren skończył śpiewać, jak by bezwiednie zaczęła kontynuować, choć już nie w melodii a zwykłych słowach:

Odbiciem będzie skalnej bieli
i ognia co w nich płonie
A do swej piersi tulić będzie
Nowej nadziei skronie
I przyjdą do niej
z czterech krajów
Tako ogień jak i ziemia
Tak padną przednią
lasy, góry i mórz dalekie szlaki
A ona jedna zbudzi bestię
co śpi uśpiona w mroku
i z mocnym skrzydeł jej szelestem
nastanie nowy pokój.

Ren wpatrywał się w nią przez chwilę, gdy upewnił się, że już skończyła recytować dziwne słowa, nachylił się lekko do niej.
- Co to było?
- To ja się powinnam Ciebie zapytać, piosenka, ta którą mi zaśpiewałeś.
- Czy coś z nią nie tak? – Siliana pokręciła głowa i oparła się o jego klatkę piersiową.
- To nie pieśń, to stara przepowiednia białych elfów. – Westchnęła ciężko. – Według krasnoludów, mówi o mnie.
- Może mają racje - powiedział Ren, wstając z ziemi i podnosząc Silianę na rękach.
- Czy mogę wiedzieć co robisz? – zapytała lekko rozbawiona.
- Zanoszę cię do naszego łoża, teraz gdy jestem tobie zaślubiony, chyba mogę już cię nosić na rękach. – Dziewczyna spojrzała mu w oczy, nic nie powiedziała, zamruczała tylko cicho, gdy poczuła ciepło łoża, ich łoża. Ren chciał jeszcze coś powiedzieć, ale spostrzegł, że kobieta zasnęła. Delikatnie odpiął sztuczną dłoń, rozwiązał jej gorset i przykrył skórami, sam zanim poszedł spać, usiadł przy niej na chwilę, w duszy modlił się o to by trojga pomogli im przeżyć nadchodzącą bitwę.

Koniec CDN....
Krasnoludy tym razem zaskoczyły Silianę, a dokładnie jeden z nich, a bracia zastają złapani i troszkę utemperowani ;) Ah jeszcze jedno Ren w końcu zaśpiewał Silianie  pieśń której słowa znała od bardzo dawna..... ZAPRASZAM :)

I dotarłam do tego momentu Sweating a little...  Teraz tępo dodawania trochę spadnie... Niestety pracy w marcu od groma 25.03 Światowy dzień czytania Tolkiena ;) Trzeba się przygotować hehe...Ale mogę obiecać że raz w tygodniu na pewno się coś pojawi ( może częściej ) a w czwartek dalszy ciąg losów Tauriel :D

Poprzedni: szczescie21.deviantart.com/art…
© 2015 - 2024 szczescie21
Comments3
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Demeter19's avatar
O cudowny rozdział. Szczerze mówiąc domyślałam się, że Jonasz zrobił dla niej sztuczną rękę, ale nie myślałam, że będzie taka genialna :) Czyżby tym tajemniczym składnikiem był magnez? ;)
Wspaniale się czytało. Będę cierpliwie czekać na dalej i życzyć Ci duuuuuużo weny.

PS. Chciałabym usłyszeć tą piosenkę. Nie wiem czemu ale ta melodia mi do niej pasuje:
www.youtube.com/watch?v=6hoyDQ…